środa, 3 czerwca 2015

Po drugiej stronie Skype'a, czyli moja pomoc dla Nepalu

 źródło: www.pinterest.com
Siedzę przed monitorem komputera, składam ręce w geście powitania, mówię "namaste" do Neplaczyka po drugiej stronie Skype'a i znowu czuję, jak bardzo uwielbiam internet, to, czym się zajmuję oraz wszystkie moje przygody małe i duże.

Zawsze lubiłam swoje patchworkowe życie, w tym także to zawodowe, które sprawia, że nigdy się nie nudzę. Ma ono co prawda swoje ciemne strony, ale w teście psychologicznym na pytanie „Czy lubisz swoje patchworkowe życie?” zakreśliłabym „zdecydowanie tak”. Wszak moja odpowiedź na ostatnio popularne hasło „chujowo, ale stabilnie” brzmi: „niestabilnie, ale zajebiście”. Myśl tę z chęcią kiedyś rozwinę, o ile zdążę to zrobić, zanim moja przepełniona pomysłami głowa pęknie w szwach. Niby od przybytku ona nie boli, ale… polemizowałabym.

Wracając do meritum, patchworkowe życie, a co za tym idzie patchworkowe życie zawodowe, pociąga za sobą nie tylko brak stabilności, ale i cały wachlarz różnego rodzaju dobrodziejstw. Zbawienny jest sam fakt, że jedno z moich pól działalności stanowi odskocznię dla innego i nie ma tu miejsca na nudę, której tak bardzo się brzydzę. Nigdy nie zapomnę, jak zaczęłam ziewać po minucie, gdy mój były chłopak tłumaczył mi jak ustawić Google jako domyślną przeglądarkę, czy coś tam… ziew!

Robiłam w życiu mnóstwo różnych rzeczy, ale nie spodziewałam się, że w tym roku zacznę do tego wszystkiego jeszcze rekrutować studentów-cudzoziemców, głównie z Indii i Nepalu, chcących studiować w Polsce. Jak zwykle przesądził o tym przypadek. Moja współlokatorka Monia, o której też na pewno jeszcze coś napiszę, i która też mieszka ze mną przypadkowo, poznała na ulicy Hindusa z Nepalu, oczywiście przez przypadek, który  jak się okazało –mieszka niedaleko nas, ma firmę zajmującą się wspomnianą rekrutacją i szuka pracowników. A ja oczywiście miałam jak zwykle za mało do roboty. Proste. Stąd też po tym, jak pewnego piątkowego wieczoru poznałam Amita, mój poniedziałkowy poranek wyglądał już tak:

Pyszny falafel z Kebab Palace na Targowej.
Nie, to nie jest reklama sponsorowana.
Praktycznie z dnia na dzień stałam się przy okazji panią rekruterką. Do moich zadań należy między innymi przeprowadzanie rozmów z kandydatami na studia anglojęzyczne w naszym kraju. Yogesh z Indii chce na inżynierię kosmiczną na warszawską Polibudę, Maryam z Pakistanu robić podyplomówkę w Instytucie Podstaw Informatyki Polskiej Akademii Nauk, Ananda z Nepalu wybiera się na studia menadżerskie do Wyższej Szkoły Administracji i Biznesu w Gdyni, i tak dalej, a ja mam ich wszystkich nie pomylić ze sobą, wiedzieć, kto jest kobietą, kto mężczyzną (to że imię się kończy na literę „A” jeszcze nic nie znaczy) i pomóc im w osiągnięciu celu.

Kiedy Nepal nawiedziło ostatnio trzęsienie ziemi, moje zadanie nabrało zupełnie nowego wymiaru. Jak zdyskwalifikować młodego Nepalczyka, któremu dzień wcześniej walił się sufit na głowę, tylko dlatego, że nie umie wymienić wszystkich państw graniczących z Polską? Jak wyrazić swoje współczucie, a zarazem radość, że w ogóle mogę z nim rozmawiać, bo dane było mu przeżyć? Jak zdefiniować nowe, rodzące się w środku uczucie na myśl, że kilkoma kiwnięciami palców mogę zapewnić mu lepszy byt?

To, co od dawna przeczuwałam, znalazło potwierdzenie: nie musisz być nie-wiadomo-kim, żeby komuś innemu bardzo pomóc. Wiem, że jak zwykle stwierdzam rzecz oczywistą, ale czy nie jest tak, że o tych prostych prawdach często zapominamy? Nie musisz mieć, ani wiedzieć wiele, żeby uczynić czyjeś życie lepszym. Nie są ci w tym celu potrzebne pieniądze, wręcz możesz je jednocześnie zarabiać. Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz albo nie chcesz wesprzeć finansowo kogoś, kto jest w potrzebie, możesz zrobić to inaczej. Truizm, który w naszym świecie rządzonym przez pieniądz, niedługo urośnie do rangi prawdy objawionej. Dlatego po prostu:

źródło: www.dobry.co
P.S.: Dzięki powyższemu zdjęciu, które znalazłam przypadkiem, uruchomiłam nowy, niesamowicie pozytywny kontakt. Kto wie, może zaowocuje kiedyś jakimś wpisem? Życie jest niesamowite. Namaste.

3 komentarze:

  1. Halo! Fajnie! Aż dziw że nikt tu nie komentuje...
    Ach to bujne życie - ma coś w sobie - chyba świeżość i polot... Ale trudno jest coś zaplanować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale nie tak trudno, trening czyni mistrza :) Paradoksalnie może nawet łatwiej, bo człek ma luz i się na nic nie napina, a - jak powszechnie wiadomo - na luzaku najprościej zrealizować plan, np. zdać egzamin ;)
    Co do braku komentarzy, to - jak to powiedział kiedyś mój dobry kolega - ludzie wstydzą się swoich emocji. Nie wymieniam go z imienia, bo z kolei gdzie indziej wyczytałam, że jak mówimy "ludzie", to mamy na myśli samych siebie, a nie chcę nikogo zawstydzać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś Słoneczkiem wrażliwym od małego brzdąca... Hasło: 'Pan z gruszką', który też zapewne zasługuje na wpis blogowy...

    OdpowiedzUsuń