czwartek, 11 maja 2017

To nie jest świat dla jednorożców

Let’s talk about sex, baby


„Sex?”

„Co powiesz na one night stand?”

"Może umówimy się na szybki numerek?”

”Skuję Ci ręce w kajdanki, z tyłu, tak żebyś nie miała nic do powiedzenia… chwycę za włosy (…) spytam, dlaczego jesteś taką nieposłuszną suką… czemu nie słuchasz swojego pana… masz spełniać jego zachcianki… (…) potem przycisnę Cię do ściany… złapię za włosy, zbiję po tyłku i porządnie zerżnę (…) będę Cię pieprzył ostro, delektując się Twoimi jękami rozkoszy, na ucho mówiąc, jak uwielbiam Cię traktować jak moją prywatną dziwkę…”

(Specjalnie przełożyłam kartę do innego telefonu, żeby go uruchomić i przepisać tę wiadomość, chociaż bardzo mi się nie chciało, więc uznałam, że ten fakt, podobnie zresztą jak wysiłek twórczy autora, zasługuje na uwagę.)

I - uwaga - hit z ostatniej chwili, który prawdopodobnie popchnął mnie do - nomen omen - spłodzenia tego posta:

“Mogę Cię prosić, abyś popatrzyła, jak się masturbuję? Mam taką fantazję. Mogę Ci zapłacić”.

Nie no, spoko, ziomuś, skoro masz taką fantazję, to pewnie, że możesz, a nawet musisz mnie o to poprosić. Przecież to jest Twoja fantazja, Twoja fanaberia, najwyższe dobro!

No więc tak się teraz pisze. Tak to się teraz robi. Od razu z grubej rury, nie ma to tamto. Nie ma, że “Cześć, co tam? Jak Ci na imię?”. No bo co to ma do rzeczy? Nuda. 
Wszystko fajnie, tylko że ja nie nadążam, ja głupieję i w ogóle wysiadam, bo 10 lat temu – niestety mogę to już stwierdzić – nie tak to wyglądało. Nie tak wyglądał podryw, nie tak brzmiały zagajki. I w ogóle gdzie się podziały tamte prywatki?! ;) Ej, ale tak na serio: Co się stało? Co się stało z szacunkiem? Czy ja jestem jakimś dinozaurem???


Miej wyjebane, a będzie przesrane


Bardzo próbuję być cool, naprawdę. Nie robić afery, iść z duchem czasu. Ale im bardziej się staram, tym bardziej jestem wystawiana na próbę i czuję się, jakbym była króliczkiem doświadczalnym Pana Boga, który bezlitośnie testuje granice mojego wyluzowania. I że cały ten eksperyment wymsknął się spod kontroli. A ja przecież tylko chciałam pokazać, że potrafię wrzucić na luz i być fajna. 

Czuję się dość mocno wydymana przez Opatrzność, kiedy np. spotykam przed klubem kolesia, z którym byłam na randce i który rozwodził się nad tym, jaka to jestem super (tylko po to, aby oczywiście zaraz potem przestać się odzywać - już mnie nawet nie interesuje, dlaczego), no i on się teraz niby cieszy na mój widok, mówi, że zaraz się napijemy razem, potem odnajduje mnie w środku, gada ze mną, tańczy ze mną i nagle stwierdza, że pójdzie po piwo i zaraz wróci, całuje mnie w policzek, idzie po to piwo i… już nie wraca. To znaczy wraca, ale z inną, z którą zaczyna ostentacyjnie wywijać tuż przed moim nosem, tak bardzo na moich oczach, że już bardziej się nie da, miziając się z nią i rzucając mi w trakcie tego uroczego spektaklu kontrolne spojrzenia. Zaraz potem, a właściwie nawet jakby równolegle, rozgrywa się niezwykle podobna, boleśnie analogiczna i równie absurdalna scena, której bliżej opisać nie mogę, gdyż nie jestem anonimowa. A ja stoję jak ten debil pomiędzy jednym a drugim łotdafakiem, usiłując to wszystko ogarnąć, ale w zamian NAPRAWDĘ nie ogarniam NICZEGO.

Albo wtedy, gdy koleś, który rozkochuje mnie w sobie swoim zajebistym poczuciem humoru, zabiega o mnie przez miesiąc dzień w dzień, robi mi śniadanka i ogólnie dobrze, nagle stwierdza, że w sumie to skoro idą wakacje i mamy odrębne plany wyjazdowe, w zasadzie mogę się przespać z kimś innym, jeśli mam ochotę. A potem kolega, któremu się żalę, mówi „no, proste”, a mi jest głupio, że się w ogóle jeszcze dziwię.


M jak „Miało być tak pięknie”


Spoko, fajnie, że jest swoboda seksualna, wolność wyrażania swoich potrzeb i emocji, dobrym seksem też nie pogardzę, wiadomo, ale niespoko i niefajnie, że jest tak okrutne wyjebanie na drugiego człowieka. Nie zapominajmy, proszę, że on również ma uczucia i jest… CZŁOWIEKIEM.

Tak bardzo nie chcę mieć poczucia, że szukanie miłości, dążenie do bycia w wartościowym związku jest passé i obciachowe, ale… tak bardzo je mam. I tak bardzo mam wrażenie też, że gdy mnie bulwersuje przedmiotowe podejście ludzi do ludzi, jedyne, na co mogę liczyć to reakcja typu „Bitch, please, mamy XXI wiek”. Aha. Rozumiem, że to jakaś magiczna liczba, która uprawnia nas do tego, byśmy traktowali się instrumentalnie, byli wobec siebie bezczelni i czuli się bezkarni w naszym chamstwie. Jeśli na tym polega postęp, to szkoda.

Ręce mi troszkę opadły, dosłownie i w przenośni, więc kończę, nie rozwodząc się już tak jak kiedyś. Jedyne, co na odchodne mogę zrobić, to ponownie wysłać w pustkę to dręczące mnie pytanie: Co się stało z szacunkiem? Gdzie on się podział, jebaniutki? Czy odszedł do lamusa? Umarł śmiercią naturalną? Czy też może został brutalnie i z zimną krwią zamordowany? A może wciąż żyje, tylko poczuł się tak wzgardzony, że uciekł potajemnie, swingowawszy swoją śmierć, i wygrzewa się gdzieś na jakiejś słonecznej, bezludnej wyspie? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...