środa, 22 lipca 2015

Uwaga, rzygam tęczą, czyli 10 sposobów na doła

Podobno nasz mózg uwielbia wyliczanki. Prawdopodobnie dlatego internet obfituje obecnie w skondensowane mini poradniczki typu „7 sposobów na to, aby …”, „12 rzeczy, które…”, itp. Na przekór mojej niechęci do terroryzujących trendów, postanowiłam stworzyć własną wyliczankę, mianowicie jako suplement do posta pt. „Oda na szczęście”. Nie jestem co prawda ani panią psycholog ani psycholożką, ale mogę śmiało powiedzieć, że niejako z konieczności urządziłam sobie we własnym zakresie wieloletnie i pełnowymiarowe studia psychologiczne. Ze zgromadzonych informacji, pochodzących z najróżniejszych źródeł, wyciągnęłam to, co, moim zdaniem, najlepsze, i co rzeczywiście sprawdza się w praktyce (przynajmniej mojej). Metodą prób i błędów doszłam do tego, co najszybciej i najskuteczniej pomaga na doła, prześladującego mnie jeszcze do niedawna stosunkowo regularnie.

Temat jest wdzięczny, bo uniwersalny. Przecież wszyscy dążymy przez całe życie do jednego - osiągnięcia spokoju ducha. Wielu z nas popełnia przy tym podobne błędy. Kiedy jest nam źle, często sięgamy po rozwiązania, które tylko pogłębiają nasz niekorzystny stan psychiczny i/lub fizyczny - używki, przygodny seks, itp. Wiele z tych rzeczy na chwilę poprawia nam humor, ale niesie ze sobą niepożądane skutki uboczne. Inne nawet doraźnie nie przynoszą pożądanego ukojenia, wbrew temu, co sobie po nich obiecujemy, a tylko jeszcze bardziej nas dobijają. Na przykład chcesz się znieczulić alkoholem, a upijasz się na smutno, chcesz się rozweselić jointem, a po wypaleniu go dostajesz paranoi, chcesz rozładować napięcie idąc do łòżka z przypadkową osobą, a po fakcie masz kaca moralnego i czujesz podwójne osamotnienie. Dlatego zależało mi na tym, żeby odkryć chwyty przywracające dobry nastrój bez znienawidzonego przez wszystkich czekania na efekty i nikomu niepotrzebnego szkodliwego działania dla zdrowia. Niektóre z nich będą wymagały przygotowania, z tym że jednorazowego, a i sam proces przygotowawczy może dać niespodziewaną przyjemność. 

Oto 10 trików, którymi NATYCHMIAST możesz sobie wyczarować lepsze samopoczucie, kiedy czujesz, że już dłużej nie możesz. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że na niektóre z nich, a może nawet na wszystkie, sam(a) wcześniej wpadłeś/-łaś. Jeśli tak, to gratuluję i cieszę się, że tekstem tym mogę dostarczyć ci przyjemnego poczucia potwierdzenia - to ponoć jeden z powodów, dla którego lubimy czytać tego typu wyliczanki.

1. Zagraj w „zabawę alfa”. Przygotowania: Wypisz swoje "zabawy alfa".
To rada fachowca. Uświadom sobie, jakie czynności sprawiąją ci maksymalną przyjemność, zapisz je i w chwili kryzysu wykonaj którąś z nich. Gdy poczujesz przygnębienie, rzut okiem na listę przyniesie ci cały wachlarz rozwiązań. Ważne, żeby wymienione przez ciebie zabawy alfa rzeczywiście poprawiały ci humor, a nie tylko stwarzały takie pozory. Ważne też, aby nikogo nie krzywdziły i najlepiej nie wymagały obecności innych osób, a zatem mogły być wykonywane samodzielnie. Optymalnie byłoby, gdyby twoja praca zawierała któreś z nich. Jeśli tak nie jest,  to - choć może to zabrzmieć brutalnie - pomyśl nad zmianą pracy. Od razu cię pocieszę, że im dłuższa lista, tym mniejsze prawdopodobieństwo konieczności rzucenia pracy, bo im więcej rzeczy daje ci przyjemność, tym więcej różnych zawodów możesz wykonywać, czerpiąc z nich zadowolenie.

Na mojej liście znajduje się m.in. śpiew, taniec, pisanie, malowanie paznokci (którego szczerze nienawidziłam do momentu aż nie odkryłam jego właściwości medytacyjnych), bycie na plaży i patrzenie na morze, oglądanie mapy świata, podróżowanie, głębokie oddychanie świeżym powietrzem podczas spaceru przy ładnej pogodzie. Lista jest długa i teraz, kiedy na nią patrzę, z przerażeniem stwierdzam, jak wiele rzeczy jak dawno już nie robiłam, a jak wiele z nich jest przecież tak prostych do wykonania. Niektóre wymagają oczywiście odpowiednich okoliczności zewnętrznych, np. zwykle nie mogę sobie pozwolić na to, aby rzucić wszystko i wyruszyć w podróż, natomiast na mapę świata popatrzeć i o podróży pomarzyć mogę raczej w dowolnym momencie, a sprawia mi to niemal taką samą radość. Ciężko mi w pod wpływem chwili pojechać nad morze, skoro nad nim nie mieszkam, ale np. śpiewać mogę już zawsze i wszędzie. Tak więc zadbaj o to, aby były wśród tych "zabaw" też te bardziej prozaiczne.

Tworzenie listy jest o tyle dobre, że mamy wszystko czarno na białym. Gdy jesteśmy pogrążeni w negatywnych myślach, często nie potrafimy zdobyć się na nic konstruktywnego. Stąd posiadanie takiej listy jest bardzo praktyczne - nie musimy myśleć o tym, co jest na niej napisane, tylko po prostu wystarczy, że ją przeczytamy. Oczywiście wymaga to też pewnego wysiłku, ale chyba nie ulega wątpliwości, że bez porównania mniejszego niż zastanowienie się nad tym, co nas uszczęśliwia, do czego należy zmusić się tylko raz w przypadku robienia listy.

2. Zamiast myśleć, działaj. Przygotowania: Sporządź listę rzeczy do zrobienia.
Punkt ten naturalnie wynika z punktu poprzedniego. Kiedy zaczynasz się pogrążać w czarnych myślach, po prostu zacznij robić coś, cokolwiek, co przekieruje twoje myśli na inny tor. Na pewno masz wiele rzeczy do zrobienia odłożonych "na później", które wymagają zaangażowania myśli, a zatem odwrócą twoją uwagę. Sam fakt, że którąś z nich wreszcie wykonałeś/-łaś, dostarczy ci miłego uczucia satysfakcji. Nie musi to wcale być "zabawa alfa". Ok, masz prawo poczuć się teraz nieco oszukany/-na, biorąc pod uwagę treść poprzedniego punktu, dlatego przejdę szybko i zgrabnie do kolejnego.

3. Tańcz i śpiewaj przed lustrem do pozytywnej muzyki. Przygotowania: Stwórz radosną playlistę i wyposaż swoje lokum w duże lustro.
Jeśli nie masz lustra, możesz tańczyć bez lustra. Myślę jednak, że z lustrem jest o tyle lepiej, że można dostrzec w nim dziecko w sobie (wiem, brzmi to dziwnie, ale wiesz, o co chodzi). To mój własny pomysł na tzw. chłopski, choć w praktyce jednak bardziej babski rozum. Uznajmy to za wspólną dla wszystkich "zabawę alfa", która została nam z dzieciństwa. Kto nie lubił za młodu urządzać sobie takich jednoosobowych imprez?Rozweselające działanie pogodnej muzyki niby jest powszechnie znane, ale często wcale nie sięgamy po pozytywne dźwięki, kiedy zachodzi największa potrzeba, czyli kiedy mamy doła. Raczej lubimy się wtedy dodatkowo dołować odpowiednio dołującą muzyką. Co za bezsensowny odruch! Jeśli i ty nie możesz się oprzeć użalaniu się nad sobą za pomocą (nie)odpowiedniej ścieżki dźwiękowej, przełam ten schemat! Jeśli masz choć przeciętną wrażliwość na muzykę, sam(a) się zdziwisz, jak szybko, tanio i skutecznie naładowana pozytywnymi emocjami muzyka pomoże ci się rozchmurzyć. A w połączeniu z ruchem i śpiewem to już w ogóle. Wiadomo, że ruch wyzwala endorfiny, a taniec dodatkowo rozluźnia i pozwala poczuć się beztrosko. Kolejny plus jest taki, że tańcząc w domowym zaciszu, nie musisz walić tak zwanego kielona na odwagę, czyli jest zdrowiej i ekonomiczniej, niż w przypadku nocnych baletów w klubie. Śpiew z kolei powoduje w ciele przyjemne wibracje, podobnie jak uderzenie strun w pudle gitary, i stanowi świetny wentyl niepożądanych emocji.

Uwaga: Wesoła muzyka nie jest wcale równoznaczna z disco polo czy smerfnymi hitami. Można znaleźć naprawdę całe mnóstwo lekkich, a przy okazji muzycznie ambitnych kawałków, przy całym szacunku dla muzyki mniej ambitnej, po którą oczywiście też możesz sięgnąć, aby powyginać śmiało ciało. Może być prosta - ważne, żeby spełniła swoją funkcję. Sam(a) najlepiej wiesz, co według ciebie jest jeszcze wesołe, a co już zwyczajnie głupie i na szczęście nikt tego nie będzie oceniać. Pamiętaj też, że właściwości rozweselające mogą zawierać się nie tylko w dźwiękach, ale i w słowach piosenki. Zapraszam do posłuchania mojej własnej playlisty pod mało wyszukanym tytułem "happy tunes” na spotify, gdzie znajdziesz pokaźny miks moich prywatnych rozweselaczy muzycznych, pochodzących z najróżniejszych bajek, a przy okazji być może trochę inspiracji. Nie wiem, jak ty, ale ja nie mogę się przy nich nie uśmiechać i nie ruszać. Nie zabrakło tu też pozycji, które ktoś mógłby uznać za obciachowe, ale niech się wstydzi ten, kto... słucha. Wystarczy, że klikniesz tu: Happy Tunes, a w oka mgnieniu zaczniesz rzygać tęczą. Jeśli lubisz tłuste brzmienia, to wiedz, że playlista Fat Tunes też robi robotę.

4. Przebierz się. Przygotowania: Wyposaż szafę w kilka części garderoby, wykonanych z przyjemnych w dotyku tkanin.
Serio. Gdy masz spadek nastroju, przyodziej przyjemniejszą tkaninę, luźniejszy krój i żywszy kolor bądź wzór. Doszłam do tego intuicyjnie i, biorąc pod uwagę trendy, obowiązujące w blogosferze, uznałam, że nie mogę o tym nie wspomnieć. Zauważyłam, że kiedy jest mi źle, automatycznie wybieram miłe w dotyku materiały. To tak jakby w chwilach przygnębienia moja skóra domagała się czegoś, co dałoby jej namiastkę kojącego przytulenia, które a) nie zawsze jest na wyciągnięcie ręki i b) nawet jeśli jest, to nie zostaje na ciele przez całą resztę dnia. Z kolei luźne części garderoby dają poczucie komfortu i swobody, a żywsze barwy stroju, zgodnie z psychologią kolorów, więcej energii, o czym wiem również z własnego doświadczenia. Co więcej, odpowiedni dobór ubrań pomaga przezwyciężyć obniżony nastrój nie tylko doraźnie, ale i na co dzień. To koło zamknięte. Zaobserwowałam, że im "weselsze" ciuchy zakładam, tym jestem weselsza i na odwrót: im weselsza jestem, tym "weselsze" zakładam ciuchy.

5. Odetnij się od dołujących cię ludzi. Przygotowania: Poczytaj coś o asertywności.
Jeśli czujesz, że ktoś wysysa po raz kolejny z ciebie energię, podcina ci skrzydła, itp., przerwij interakcję z tą osobą, np. wyjdź pod jakimś pretekstem z pomieszczenia, w którym się znajdujecie.  W dalszej perspektywie ogranicz lub całkowicie utnij kontakt. Wielokrotnie przeczytane i usłyszane, niezbyt łatwe w praktyce, ale wykonalne. Jeśli realizacja tego punktu jest z jakiegoś powodu niemożliwa, to chociaż nie daj sobie wejść na głowę. Jak to zrobisz, to już temat na osobną rozprawkę, który wciąż jeszcze badam. Dlatego może po prostu postaraj się o to, żeby możliwie daleko odsunąć się od wampirów energetycznych i tym podobnych, a wtedy nie będziesz musiał(a) głowić się nad tym, jak nie dać sobie wejść na głowę. To pierwsze jest prostsze, zapewniam cię. Zamiast przebywać w towarzystwie niewłaściwych ludzi, pielęgnuj wartościowe relacje i naucz się spędzać czas sam(a) ze sobą.

6. Wykonaj telefon do przyjaciela. Przygotowania: Wejdź w posiadanie telefonu oraz przyjaciela.
Znany patent z „Milionerów”. Zanim się poddasz, zadzwoń do kogoś bliskiego. Nie wstydź się i nie zwlekaj. Jeśli nie masz telefonu albo/ani przyjaciela, to postaraj się to zmienić, lub po prostu nie dołować się tym punktem i go olać.

7. Odpuść drobiazgi. Przygotowania: Zadbaj o zdrowy system wartości.
To coś, z czym sama mam problem, więc głupio mi w tym zakresie doradzać, ale sobie też muszę, więc zrobię to. Nie fiksuj się na nieistotnych szczegółach (o, z tym mam problem), tylko skup się na tym, co jest naprawdę ważne w życiu (o, z tym na szczęście nie mam problemu). Mała podpowiedź: Nie, nie chodzi o dobra materialne. Możesz teraz w myślach protestować, masz do tego prawo, ale nie licz na to, że z takim systemem wartości kiedykolwiek poczujesz się naprawdę szczęśliwy/-wa na dłużej niż za krótko. Jeśli więc poczujesz, że ogarnia cię desperacja z powodu jakiejś pierdoły, pomyśl sobie, że to tylko "problem białego człowieka" i ciesz się, że należysz do uprzywilejowanej części ludności tego świata (inaczej nie czytał(a)byś tego).

8. Przypomnij sobie coś dobrego. Przygotowania: Spisz pozytywne doświadczenia - małe i duże.
Jest tego dużo więcej, niż ci się na pierwszy rzut oka wydaje! Prawdopodobnie tego samego dnia, w którym dopadła cię chandra, a być może nawet dosłownie chwilę wcześniej, zdarzyło się coś sympatycznego, tylko ty tego nie dostrzegłeś/łaś. "Spotyka nas więcej rzeczy przyjemnych niż przykrych. Tylko że tego nie widzimy, bo mózg koncentruje się na zagrożeniach", możemy przeczytać w świetnej książce pt. "Żyj wystarczające dobrze", którą bardzo polecam. Dalej czytamy: "Jak się trochę boimy, to czujemy to wyraźnie, ale jak się trochę cieszymy, to wydaje nam się, że nic się nie dzieje." Brzmi znajomo? Na szczęście łatwo to zmienić. "Po pierwsze, dostrzegać przyjemne sytuacje. Po drugie, samemu je stwarzać (patrz punkt 2 i 3). Po trzecie, gromadzić je, a nawet wyolbrzymiać. Skoro biologia wbudowała nam w głowy mechanizm, który wyolbrzymia zagrożenia, to dla równowagi musimy nauczyć się wyolbrzymiać radości." Jeśli masz kłopot z wychwytywaniem, "wyolbrzymianiem" i/lub przypominaniem sobie szczęśliwych momentów, prowadź "dziennik wdzięczności", o którym już wspominałam przy okazji wpisu "Oda do radości". Możesz też wygrzebać z dna szafki kuchennej pusty słoik albo powiesić na biurkiem tablicę korkową - obydwa przedmioty wspaniale nadają się do zapełniania karteczkami z miłym zdarzeniami. Stopniowo tych karteczek lub zapisanych w notesie stron będzie przybywać na twoich oczach, dając ci poczucie, że wcale nie jest tak źle. W chwilach zwątpienia zawsze możesz sięgnąć po miłe chwile, zapisane czarno na białym i przekonać się, że było i nadal jest ich całkiem sporo. To w gruncie rzeczy podobny myk jak w przypadku listy "zabaw alfa".

9. Daj sobie przyzwolenie na przeżywanie negatywnych emocji. Przygotowania: Brak.
Rada ta może sprawiać wrażenie sprzecznej z punktem pierwszym, ale de facto nie jest. Rzeczywiście dobrze jest poprawiać sobie humor, jeśli tylko istnieje taka możliwość, zwłaszcza, kiedy czujemy, że „już dłużej nie możemy”, natomiast niedobrze jest bezrefleksyjnie zagłuszać w sobie negatywne myśli i uczucia. Lepiej najpierw dopuścić je do siebie i posłuchać, co mają do powiedzenia, by potem przejść przez niewygodę, jaką niosą, do rozwoju. Co więcej, kiedy zamiast buntować się przeciwko nim, dajemy im istnieć, one same prędzej, czy później zelżą. Kiedy jesteś smutny albo smutna, to sobie bądź smutny albo smutna. Kiedy chcesz popłakać, to sobie popłacz. Według mnie tekst „nie płacz” jest beznadziejny. Dlaczego niby mamy nie płakać jak chce nam się płakać? Kiedy jesteś zły albo zła, to sobie bądź zły albo zła. Oczywiście w granicach rozsądku, czyli bez krzywdzenia siebie ani innych (przede wszystkim to drugie, bo ze sobą to sobie w sumie rób, co chcesz, jeśli koniecznie chcesz).

Bardzo ładnie ujęła to Alanis Morrisette, którą podziwiam i szanuję nie tylko za piosenki, ale i za postawę życiową: „Jesteśmy nauczeni wstydzić się zagubienia, złości, strachu i smutku. Dla mnie mają tę samą wartość, co szczęście, zachwyt i natchnienie.” Krótko mówiąc: Nie ma czegoś takiego jak "złe emocje"! "Bo jeśli przeżywamy przykre emocje, to jest oczywiście trudne, ale tez twórcze", że pozwolę sobie jeszcze raz zacytować w. wym. książkę. Nie daj się zwariować i nie traktuj bycia szczęśliwym jako obowiązek! Czasami odnoszę wrażenie, że żyjemy w czasach nakazu szczęśliwości. Nie wypada nie być szczęśliwym, bo przecież - jak śpiewa Muniek Staszczyk - "jest dobrze, jest dobrze, więc o co ci chodzi". Być może czasem będzie ci ciężko czuć się zadowolonym z życia i to też jest OK!

10.  Odpowiedz na potrzeby organizmu. Przygotowania: Brak.
Nasze ciało zwykle samo daje nam znać o tym, co jest dla niego dobre i ważne, pod warunkiem, że jest wolne od uzależnień, które zacierają obraz jego prawdziwych potrzeb. Tłumaczy to moją teorię dotyczącą ubioru (patrz punkt 4) albo dlaczego miewamy czasami "fazę" na coś konkretnego do jedzenia. Ciało samo wie, co poprawi jego stan, tylko zbyt często ignorujemy sygnały, które nam wysyła i nadwyrężamy je tak długo, aż zaprotestuje chorobą. Wsłuchaj się w siebie i usłysz, co ci jest potrzebne - może to być spacer, jogging, gorąca kąpiel, zimny prysznic, itepe, itede. Moje ciało przykładowo właśnie prosi mnie za pośrednictwem bólu kręgosłupa i łzawienia oczu o to, żebym wstała już od komputera i dlatego będę już powoli kończyć.

Na odchodne pragnę tylko jeszcze dodać, że dobrze jest doceniać każdy swój najdrobniejszy postęp, pielęgnować najmniejsze pozytywne nawyki i nie zniechęcać się, jeśli nie zawsze się sprawdzą i/lub nie od razu przyniosą upragniony rezultat. Prędzej czy później "wchodzą w krew", podobnie jak nauka czegokolwiek innego - w pewnym momencie coś, co niedawno było nam jeszcze zupełnie obce, zaczyna wydawać się łatwe, aż w końcu wykonujemy to coś machinalnie, nawet nie zastanawiając się nad tym. Jeśli dotąd praktykowałeś/-łaś dołujące rytuały, być może na początku zamienienie ich na rozweselające wyda ci się dziwne, ale w końcu te drugie staną się naturalne, a te pierwsze zaczniesz organicznie odrzucać. Wiem to po sobie. To działa! Do dzieła!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz