środa, 20 maja 2015

Wielki Wybuch

Kaję już poznaliście. To ta z pierwszego odcinka. To ona namówiła mnie na tego bloga. Ba, to ona go założyła! Ale nie o tym chciałam. O tym już było. Chcę o tym, że Kai należy się hołd. Nie tylko dlatego, że zmusiła mnie do rozwijania mojej pasji, ale także dlatego, że… a zresztą, od początku.

Kaja mieszka w Turcji. To „Konstantynopolitańczykowianeczka z Lechistanu. Czyli po prostu mieszkanka Stambułu z Polski” jak głosi jej blog HALO Turcja, który oczywiście polecam z całego serca, bo jakby inaczej. To ona była pierwsza. Nie, to, że jest Polką mieszkającą w Turcji, to jeszcze nie powód do hołdu, choć niewątpliwie przeprowadzka do kraju tak innego od naszego wymaga nie lada odwagi.

źródło: www.filmweb.pl
1 maja wybrałam się do Kai w odwiedziny. Do Stambułu ciągnęło mnie odkąd w 2005 r. obejrzałam film „Życie jest muzyką” zrealizowany właśnie tam. „Obejrzałam” to duże słowo, bo raczej byłam w kinie, aniżeli na filmie, jak to się mówi (a przynajmniej kiedyś mówiło). Niemniej to, co do mnie wówczas dotarło poprzez woalkę utkaną z pseudo-miłości w przerwach pomiędzy młodzieńczymi pocałunkami, sprawiło, że bardzo zapragnęłam zobaczyć to miasto kiedyś na własne oczy. Tym większa była moja radość, kiedy okazało się, że Kaja, nie dość, że znalazła miłość swojego życia (zdecydowanie nie pseudo), to wyjeżdża za nią właśnie do Stambułu! To tam zresztą narodził się pomysł na tego bloga, podczas spaceru w tym nieco surrealistycznym miejscu:

Central Park Turkish Style

W Turcji nastąpił Wielki Wybuch.
Był to ostatni pełny dzień mojego tygodniowego pobytu w Stambule, mojej Wielkiej Majówki. Siedziałam w kawiarni pod chmurką, na tarasie z widokiem na Bosfor i rozmyślałam o tym, jak idealnie wykorzystałam ten wyjazd. Również wracając przez dwie godziny z centrum do „domu” (położonym wciąż jeszcze w Stambule!), zachwycałam się w myślach tym, jak  wspaniały był to tydzień. Rozmarzona i szczęśliwa, w podskokach i skowronkach, wysiadłam na przystanku i udałam się w kierunku domu, żeby spakować się przed wylotem, kiedy nagle: telefon!

- Zuzia, gdzie jesteś?
- Idę, zaraz będę!
- Nie zdziw się na widok tego, co zobaczysz. Spłonęło nam mieszkanie - przemówił do mnie zadziwiająco opanowany głos Kai.
Zbliżam się do bloku, patrzę: wszystkie szyby wybite. Jakby ktoś bombę do mieszkania wrzucił. Staję w progu. Nic tylko czerń. I moje czerwone trampki do połowy pokryte sadzą niewzruszone w przedpokoju niczym czerwona sukienka na małej dziewczynce w czarno-białej „Liście Szindlera” (nie umniejszając oczywiście tragedii przedstawionej w filmie). Na dworze jest jasno, a w mieszkaniu nie widać niemal nic. Czarność i tylko czarność. Przerażona zakrywam dłonią usta.


- Zuza, jest ok - słyszę i nie wierzę własnym uszom.
- Kaja, czemu ty nie płaczesz? - pytam zdumiona.
- Spoko, nie raz zaczynałam od zera.
No tak, pewnie jesteś w szoku. Za jakiś czas się załamiesz. Jak dotrze do ciebie, co się stało, to się załamiesz podwójnie, myślę spanikowana. Ale Kaja po kilku godzinach nadal swoje:
- To chyba była nauczka. Wiesz, ja się nie cieszyłam z małych rzeczy. Teraz już będę.
No tak, przypominam sobie w duchu. Po moim przyjeździe żaliłaś się na to, jak bardzo cię męczy i denerwuje to miasto, w którym na początku byłaś przecież tak zakochana. Ubolewałaś nad tym, jaka stałaś się drażliwa i nietolerancyjna wobec ludzi, jak wkurza cię to, że jesteś wkurzona. Od samego początku sprawiałaś wrażenie przemęczonej i podirytowanej.
I wnet kolejne skojarzenie filmowe! „Miasto gniewu”, końcowa scena albo jedna z końcowych. Sfrustrowana Sandra Bullock odbiera telefon i zaczyna nawijać o tym, jak codziennie budzi się zdenerwowana, jak ma wszystkiego dość. Po odłożeniu słuchawki zalicza bardzo niefortunny upadek ze schodów.

Czasami los bywa okrutny. Doświadcza nas na różne możliwe sposoby, niekiedy torturując nas niczym najgorszy sadysta. Ale to od nas zależy, czy wyciągniemy z tych tortur jakąś lekcję. To od nas zależy, czy „Wielki Wybuch” - w tym przypadku eksplozja lodówki - oznaczać będzie dla nas jedynie beznadziejne spustoszenie, czy nowy start.

Kaja, pamiętasz, jak opowiedziałaś mi kilka dni wcześniej o zaćmieniu słońca na Hawajach? Jak ludzie z całego świata się tam zjechali, żeby je zobaczyć, i w najważniejszym momencie wielka chmura przysłoniła cały spektakl? I jedni byli załamani, że cała kasa, którą wydali na tę wyprawę, poszła na marne, a drudzy się śmiali z ironii losu? I że ludzi można podzielić właśnie na tych jednych i drugich? I że Ty chcesz należeć do tych drugich? Otóż, należysz do nich! Ty jesteś tymi drugimi!

Kaja i ja
Tak, eksplodowała lodówka. Mieszkanie na szczęście nie spłonęło, tylko takie stwarzało pozory. Bogu dzięki nic nikomu się nie stało, bo nikogo wówczas nie było w domu. Kiedy podbiegłam do pokrytej sadzą walizki, aby ją otworzyć, okazało się, że rzeczy, które się w niej znajdowały, smacznie sobie śpią, lekko przyprószone czarnym pyłem. Walizkę wyszorowałam, podobnie jak wiele innych przedmiotów znalezionych po omacku. Kaja miała niestety mniej szczęścia, ale jak to stwierdziła: „w końcu Ty byłaś gościem”.


Życie jest przewrotne. Gdy napisałam to wszystko, niedługo później padł mi komputer. Po prostu się wyłączył i nie byłam w stanie go zreanimować. No i co teraz? Taka mądra jesteś, piszesz o wielkich wybuchach i nowych startach, a teraz komp ci wysiadł i co? Nowy start? Nawet nie masz kopii zapasowych wielu ważnych plików łącznie z postem na bloga, mądralo, rozległo się w mojej głowie, która zaczęła produkować szereg czarnych scenariuszy. Chwileczkę!, przywołałam ją do porządku i zamiast wpaść w panikę... ucięłam sobie drzemkę. Po przebudzeniu, ze świeżą głową podeszłam raz jeszcze do laptopa, by mu się przyjrzeć. Dopiero wtedy dostrzegłam małą czerwoną lampkę palącą się nad znakiem baterii. Metodą „po nitce do kłębka” doszłam do źródła katastrofy. Nie stykał kabel przy ładowarce. Otrzymałam znak ostrzegawczy: Kobieto, wyhamuj! Dzięki tej przymusowej chwili relaksu naładowałam nie tylko baterię komputera, ale swoją własną również. Zaraz potem zrobiłam szybkokopię zapasową tego tekstu.

9 komentarzy:

  1. Ja bym się bardziej przejęła utratą danych z komputera, niż... komputera :) Zdjęć, muzyki, projektów, pomysłów...

    Jestem zaszczycona czytając tego posta, zawsze marzyłam by ktoś mnie zacytował :D Ego +5784

    A tak poza tym Zuzu, niech Ci się wiedzie w internetach. Niech Ci pióro lekkim będzie! Wiesz co ja myślę o Twoim pisaniu.. Bardzo się obawiałam, że będziesz chciała pozostać w romantycznej wersji vintage i pisać do szuflady. I'm proud of you!
    Zaglądam i będę zaglądać codziennie! <3 Love&Peace

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz powiedz mi jako moja blog-guru:
      Czy jest tu gdzieś przycisk "lubię to"? ;)
      Trzymaj się ciepło, dzielna superkobieto! :* <3

      Usuń
  2. po kablu do dziury... tak, coś mi świta. poważnie - motyw człowiek - wszechświat i ogólnie pojęta równowaga. tak, ludzie dzielą się na tych jednych i tych drugich, ale fascynujące jest to, że bez tej dychotomii nie stworzylibyśmy pojęć. kocham ten kocioł ludzkiej świadomości i natury - nieubłaganej, nieustępliwej i najbardziej konsekwentnej. "Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro". gorzej, gdy zaglądamy do historii i widzimy, że człowiek jest zdolny do zła przekraczającego możliwości stworzonego przez niego szatana. określają więc nas okoliczności, jesteśmy skutkami decyzji przodków i przyczyną własnych potomków. jak dalece uszanować zło jako bezwzględny czynnik uwydatniający dobro. gdzie jest granica? mózg rozje*any.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre pytanie. A teraz sprzątnij mózg.

      Usuń
    2. Cóż... trzeba przeczytać "Anioła Stróża Złego Człowieka".

      Usuń
    3. Zostanę przy Fauście

      Usuń
  3. Patrzę, myślę: kurde, długie. Przeczytałem, stwierdziłem; krótkie!
    Poruszyłaś treściwie ważny temat, do tego poparłaś faktami, które brzmią jak film.
    Juicy AGAIN!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie, że długie okazało się krótkie :)
      Czymże jest film, jeśli nie samym życiem? ;)

      Usuń
    2. "(...) sen, to film o duszy, która nie znalazła ciała." - może w tym sensie film jest życiem. Życiem niematerialnym, przekazem o rzeczywistości, która zawsze okazuje się być inna.

      Usuń