Obiecałam wyławiać temaciki-perełki poutykane
skrzętnie w tkaninie codzienności. Pewną taką perełkę przywiedli mi
dziś na pamięć hipisi amerykańskiego miasteczka Ashland, ukazani
w filmie "Dzika droga" (polecam). Mowa o perełce psychodelicznej
rodem z Kalifornii lat 60., którą polecił mi niegdyś pewien szalony, starszy
pan fotograf z Anglii, mieszkający w Brugii. Nocowałam u Davida w ramach
couchsurfingu, a było to przeżycie jedyne w swoim rodzaju. David miał w domu
naprawdę spory syf. Składował w nim najdziwniejsze rupiecie z zamiarem
sprzedania ich kiedyś na allegro, a do tego chwalił się sporządzonymi przez siebie
aktami młodych, nagich dziewczyn, z którymi - jak twierdził - jeszcze na stare
lata miewa romanse. Hitem jednak była kabina prysznicowa, wolno stojącą na
wykładzinie pośrodku jednego z wielu pokoi, pełniących rolę magazynu dla wyżej
wymienionych rupieci. Nie da się ukryć, że zderzenie wyjątkowo malowniczego
belgijskiego miasteczka z chaosem panującym w lokum Davida było nie lada
wyzwaniem dla zmysłów. A wszystko to okraszone rockiem psychodelicznym
amerykańskiego zespołu, znanego tylko osobom wtajemniczonym, o krótkiej, lecz
magicznie brzmiącej nazwie 'Love'. Jeśli więc, tak jak ja, lubisz dźwięki spod
znaku The Doors i Jefferson Airplane, bądź też nuty folk-rockowe i/lub
bitelso-podobne, wracające obecnie do łask, to usiądź wygodnie, zapnij
pasy, odpal moją spóźnioną, muzyczną pocztówkę z wakacji i daj się przenieść
wehikułem czasu jednocześnie do Brugii 2012 oraz Los Angeles 1967...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz