wtorek, 15 listopada 2016

Lecz ludzi dobrej woli jest więcej


Długo mnie nie było, wiem. To dlatego, że - stety czy niestety - nowonarodzona w mym sercu miłość do tańca wyparła wszystkie inne miłości, w tym także tę do pisania. Ale… wróciłam! Przynajmniej na chwilę. Wróciłam, by powiedzieć coś, czego nie mogę przemilczeć.

Może zabrzmię górnolotnie, a może banalnie, a może jedno i drugie, ale coś po prostu każe mi napisać to, co zaraz napiszę. Słowa te długo za mną chodziły, jakby zamglone, ale teraz wyłoniły się zza mgły i w całej swej okazałości same pchają się na światło dzienne. Może to przez te ozdoby świąteczne w sklepach.

To był piękny, radosny, kolorowy rok! Rok pełen wrażeń! Najlepszy rok w moim życiu! (Wiem, że jeszcze się nie skończył, ale wiem też, że do końca będzie wspaniały, bo tak postanowiłam). Abstrahując od tego, że prawie w całości go przetańczyłam (co już mówi samo za siebie), to dogłębnie doceniłam zjawisko, jakim jest ludzka przychylność. Poznałam wielu pozytywnych, życzliwych ludzi, a wiele już istniejących więzi pogłębiło się, co dało mi niesamowitą siłę i do dziś stanowi dla mnie źródło naturalnej, niewyczerpywalnej energii. (Tu nasuwa mi się myśl, że najlepszym źródłem odnawialnej energii jest miłość bliźniego – tak a propos zbliżających się Świąt. Trzeba by ten pomysł podsunąć ekologom.).

Nieoceniona jest moc relacji międzyludzkich! Niby to oczywiste, ale dopiero w tym roku poczułam to tak wyraźnie na własnej skórze. Zawsze miałam w dużym stopniu szczęście do ludzi, ale nigdy nie odczułam tego tak wyraźnie, jak teraz. Może bierze się to stąd, że obecnie wszystko bardziej doceniam niż kiedyś. Tak czy inaczej wiele osób bardzo mi pomogło, choć prawdopodobnie zupełnie bezwiednie i w pozornie błahy, jednak dla mnie bardzo ważny sposób – samą obecnością, otwartym sercem i uchem, dobrą chęcią. Jednocześnie wiem, że również ja sama byłam takim „jasnym promykiem” dla paru z nich, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej (dostałam na to mnóstwo wzruszających dowodów, za które jestem szalenie wdzięczna), i nie wiem, co z tych dwóch rzeczy właściwie cieszy mnie bardziej. Na szczęście nie muszę wybierać, bo jedna wynika z drugiej, tworząc cudowny, samonapędzający się krąg przyczynowo-skutkowy. Takie pozytywnie "błędne" koło. Bo dobro rodzi dobro.


Oczywiście miewałam też gorsze chwile. Zdarzyło się na przykład, że system komunikacji, łączący mnie z drugą osobą, blokował się. Wpisywałam, w moim przekonaniu, poprawne hasło, ale za każdym razem okazywało się nieprawidłowe i w końcu traciłam dostęp do wspólnej platformy porozumienia. Wiecie, o co mi chodzi – jak przy logowaniu się na konto bankowe, czy coś.

Albo kiedyś, próbując zasnąć, nagle wyobraziłam sobie, zupełnie mimowolnie, że mam raka, leżę w szpitalu, straciłam wszystkie włosy, a moim ostatnim życzeniem jest, aby u brzegu mego łóżka zasiadł ten Nieszczęsny Niedoszły z gitarą i zagrał piosenkę, którą moglibyśmy razem zaśpiewać. Totalny absurd, ale ludzki umysł chwilami nie zna litości.

W takich okolicznościach było mi, rzecz jasna, smutno i źle. Zawsze jednak pamiętałam o tym, by być swoim przyjacielem i doceniać to, co mam (choćby samą siebie i moją przyjaźń ze sobą). Co ciekawe, nie ma to nic wspólnego z egoizmem, a wręcz sprawiło, że częściej jestem przyjacielem dla innych, a inni dla mnie.

Nareszcie poczułam wymierne korzyści płynące z tak zwanej pracy nad sobą, nie zawsze łatwej, będącej czymś kompletnie abstrakcyjnym, nieuchwytnym, a przez to często frustrującym. Tyle się teraz trąbi na temat rozwoju osobistego, że czasem się go serdecznie odechciewa, ale konsekwentne i uparte inwestowanie w lepszy kontakt ze sobą samym, a przez to i z otoczeniem, naprawdę popłaca.

Mimo trudnych momentów, nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak teraz. Gdy coś idzie nie tak, ktoś traktuje mnie niewłaściwie (w moim odczuciu), myślę sobie: „Lecz ludzi dobrej woli jest więcej!”*

*Dzięki, Panie Niemenie, za te ponadczasowe słowa otuchy!


Pamiętam, jak wracaliśmy ze znajomymi z wyjazdu tanecznego i słuchaliśmy w samochodzie audycji o związkach miłosnych. Osoby prowadzące audycję oraz dzwoniący do nich słuchacze pitolili chyba ze dwie godziny bez większego składu i ładu, co nieźle nas ubawiło, jednak na sam koniec padły słowa, które mocno wwierciły mi się w pamięć. Wydały mi się niezwykle mądre, zwłaszcza w porównaniu z całą resztą paplaniny, i trochę nawet żałowałam, że zostały rzucone tak mimochodem, zamiast stać się zalążkiem bardziej rozbudowanej wypowiedzi. Z głośników wydobył się kobiecy głos:
„Często zapominamy o tym, że w związku należy być wobec siebie uprzejmym”
Niby nic, a jednak jak wiele! Starajmy się być wobec siebie uprzejmi - niezależnie od tego, jaki rodzaj relacji nas łączy.

Piszę to wszystko, aby powiedzieć, że przyjaźnienie się ze sobą i ze światem, bycie dobrym dla siebie i innych naprawdę OGROMNIE poprawia jakość życia. Ameryki raczej nie odkryłam, ale może udało mi się przypomnieć o czymś ważnym. Chcę podzielić się tym dobrem, które sama czuję w środku, podać je dalej. Jeśli jest choć cień szansy, że tym samym mogę stać się dla kogoś taką miłą iskierką, jakich sama ostatnio wiele spotkałam na swojej drodze, to nie mogę nie spróbować.

Dziękuję każdemu, kto rozświetlił mój rok 2016! Było wspaniale, a będzie jeszcze wspanialej. A nawet jeśli nie, to i tak będzie dobrze. Ja już to wiem. I Tobie życzę tego samego.

Życzę każdemu, kto to czyta (i temu, kto tego nie czyta również), aby (jeśli jeszcze tego nie zrobił) wyszedł naprzeciw sobie i światu. Naprawdę warto!  

A na koniec piosenka, która zawsze gra mi z tyłu głowy, gdy myślę o tym wszystkim, co napisałam powyżej:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz