środa, 10 lutego 2016

Pisanie jako detox


Wciąż po głowie chodzi mi pewna wypowiedź Patti Smith, którą opublikowałam w ostatnim poście pt. Co z tą sztuką? - szczególnie jedno zdanie, które noszę w sobie odkąd tylko je przeczytałam.
"Powiększanie tego nadmiaru poprzez własną twórczość wydaje się być egocentryzmem"
Zaiste zajmowanie się jakąkolwiek dziedziną artystyczną może zdawać się nieco puste, mało pożyteczne, pozbawione głębszego sensu, a do tego dość próżne, zważywszy na to, że sprowadza się głównie do promocji twórcy i jego talentu, a tylko rzadko kiedy (przy okazji) jakichś istotnych wartości.

Być artystą oznacza wiecznie leczyć własne rany 
i jednocześnie bez końca je eksponować. 
źródło: www.quotesjunk.com
Więc dlaczego ja sama tworzę? Ok, praktycznie porzuciłam robienie muzyki, ale przecież piszę. Na małą skalę, ale jednak. Kreuję coś, co jest - jak słusznie zauważyła Patti Smith - powiększaniem i tak już istniejącego nadmiaru. Dlaczego to robię, skoro przecież się z nią zgadzam? I dlaczego ona sama nigdy nie przestała tworzyć, skoro uważa to za egocentryczne?

Moja odpowiedź zawiera się w dwóch słowach: Wewnętrzny imperatyw. Wszak nie mam nic do gadania. Piszę, bo muszę.

Moje pisanie nie jest kwestią tego, czy chcę czy nie chcę. Ja po prostu muszę. To organiczny nakaz, tak silny jak naturalny nawyk zaspokajania podstawowych potrzeb fizjologicznych. Muszę pisać, tak jak muszę jeść, pić, spać i się wypróżniać. Swoją drogą słowo "wypróżniać" idealnie ilustruje to, czym dla mnie jest wypisywanie tego, co mam w sobie. W ten sposób odtruwam organizm, wydalam zalegające w nim toksyny. 

W tym miejscu przydałaby się ilustracja ukazująca postać siedzącą na kiblu i uwalniającą do muszli klozetowej różne rzeczy, wyrazy, obrazy - wszystko to, co się za długo w niej kisiło. Niestety nie wiem, jak znaleźć taką ilustrację, ani czy takowa w ogóle istnieje, a rysować nie umiem, więc musisz ją sobie - tak jak ja - wyobrazić. 

Świetnie ten proces detoksykacji wyjaśniła na innym przykładzie córeczka blogerki działającej pod nazwą Matka Jedyna, mała osóbka o imieniu Natasza, nazwana przez swoją mamę, nie bez powodu, "niemal pięcioletnim zenem". Nataszka zapytana o to, dlaczego płacze, odparła "bo mam w głowie taką energię, której muszę się pozbyć". Dzięki, Natasza! To jest to. 

źródło: www.facebook.com/matkojedynablog

Może po prostu robimy pewne rzeczy, bo nie możemy inaczej, musimy pozbyć się pewnej energii, która nie daje nam spokoju i w tym sensie rzeczywiście nie mamy innego wyobru. Czy to nie rehabilituje tych, którzy tworzą? Czy nie rozgrzesza ich to z egocentryzmu?

Co ciekawe, im więcej piszę, tym więcej chcę pisać. Im więcej tej energii wydalam, tym szybciej i mocniej ona wraca. Przelewam jedne myśli i już nadchodzą kolejne z podwojoną siłą. Błędne koło.

A teraz zmykam, bo ponoć tylko winny się tłumaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz